Potrzebne Ci to było, mój Panie Cogito,
teraz wyprostowany leżysz zimny, struty.
Przydało się do czego, gdy wieko przybito,
że Katona Młodszego chciałeś nosić buty.
Samozachowawczego zabrakło instynktu,
wiedzy jak na kolana padać, bić pokłony.
Nikt nie uczył, że trzeba kłamać dla wyszynku,
nie dość wiernopoddańczych mów było ćwiczonych.
Mogłeś białe sztandary szyć, zakopać złoto,
mogłeś zmienić świątynię w pchli targ przed kolacją,
mogłeś przestać się bronić, rzucić ducha w błoto,
mogłeś zająć się handlem albo kopulacją.
Tyś chciał na wysokości stanąć sytuacji,
chciałeś, wbrew radom, ciało z diamentu i skrzydła.
Chciałeś sam wybrać słowa ostatniej oracji,
swój ostatni wyćwiczyć gest do malowidła.
Czyś z księgi Mateusza nie doczytał słowa,
że Duch w owej godzinie podpowie perorę.
Nie gesty ćwiczyć miałeś, lecz ducha hartować.
Wielkich słów chcesz, myśl taka wciska się z uporem.
Idziesz wyprostowany, lecz lekko utykasz,
sam sobie śmierć zadałeś, nie czekałeś zbójców.
Niełatwo jest umierać śmiercią męczennika,
ale jest równie trudno sławić samobójców.
----------
Ze zbioru Na śladach Pana Cogito