Oblężenie minęło i nie padło Miasto,
wieść taka w każdym razie na gminę się ściele,
że kurtyna żelazna zmiękła już na ciasto,
że wrogowie tam wczoraj, dziś wyzwoliciele.
Nienawykły do wojny wszystkich ze wszystkimi,
do wolnej konkurencji o prawo istnienia,
miast z nimi kopulować lub handlować z nimi,
stare czytam kroniki, dzieje oblężenia.
Ci, co chcieli panami być dnia oraz nocy
odstąpili od murów, nowe włada plemię.
Nie ma teraz przymusu, nie ma też pomocy,
każdy sam i dla siebie chce wziąć całą ziemię.
Tam, gdzie była Przymierza Brama gruzy leżą,
nie ma stałych sojuszy, tylko interesy.
Miano głupca zyskuje, kto ufa przymierzom,
kto dochowa wierności, nie napełni kiesy.
Udało się jednakże wykorzenić zdradę,
sukces ten nam przyniosły ostatnie dekady.
Gdy każdy sam dla siebie, sobie daje radę,
gdzie doraźny interes, nie może być zdrady.
Czasem lubię wieczorem po rubieżach Miasta
błądzić, gdzie barbarzyńców wrzask ginie w cichości.
Z dala od zgiełku fabryk bogactwo nie wzrasta
w tej wędrówce wzdłuż granic samotnej wolności.
Dzieci nadal nie lubią bajek, horror wolą,
kochają się w zabawach w deklinację śmierci.
Wirtualnie mordują, popijają colą,
zarechoczą plugawo i nie chcą być święci.
Dorośli też nie dbają, co wyrośnie z dzieci.
Proces ten był na lata sprytnie rozłożony,
gdy starannie dobrani zboczeńcy, poeci
egoizmu uczyli i czczenia mamony.
Przestarzały poeta wypełniam goryczą
margines starej księgi, bo cóż mi zostało.
Patrzą ludzie z pogardą, ci, co zyski liczą
bowiem za wielkie słowa zawsze płacą mało.
----------
Ze zbioru Na śladach Pana Cogito