Wyszedł z Jerozolimy, by dojść do Jerycha,
czemu miasto Księżyca wybrał, gdzie zło czyha,
gdzie nieprawość, występek, gdzie grzech miastem włada,
czemu poszedł, gdy każda „nie idź tam” brzmi rada.
Mimo to poszedł, pewne i bezpieczne mury
precz odrzucił, zamienił w staczanie się z góry,
i na drodze napotkał kije, pałki, pięści,
czyliż sam nie jest winien swojemu nieszczęściu.
Ograbiony, pobity, umarły w połowie,
porzucony na drodze, a wokół pustkowie.
Bez sił, aby iść dalej, bez sił, aby wrócić,
z dala od rozbójników, daleko od ludzi.
Ograbiony, pobity, umarły w połowie,
sam na drogę tę wstąpił... a jednak to człowiek.
Zbójca dał za zasługi nagrodzenie sute,
teraz, kto miłosierny wyznaczy pokutę.
Bo niepodobna spotkać w chrześcijańskim kraju,
lewitę z przypowieści, którą wszyscy znają.
Bo w chrześcijańskim kraju, usłyszy, kto spyta,
że wypełnione drogi mrowiem Samarytan.
Wnet pierwszy miłosierny skierował swe oczy
na leżącego i rzekł, zanim go przekroczył.
„Jakże chciałbym ci pomóc, nieszczęśliwy bracie,
lecz leczenie kosztuje, kto za to zapłaci”.
Wszak w chrześcijańskim kraju miłosiernych wielu,
już drugi stoi nad nim: „biedny przyjacielu
jest szpital niedaleko, idź prosto tą drogą,
idź, choćbyś miał się czołgać, na pewno pomogą”.
Miłosierdzia w tym świecie nigdy nie jest dosyć
kolejny zatroskany o rannego losy:
„gdybyś nie lazł w nieznane, niebezpieczne strony
nie leżałbyś tu teraz we krwi, ograbiony”.
Leje się miłosierdzie z rad, pouczeń, szlochań
„sam jesteś sobie winien” i „Bozia cię kocha”
we współczuciu, w cierpieniu wszyscy bardzo szczerzy,
a pobity na drodze w kałuży krwi leży.
Aż przyjdzie z przypowieści tamten Samarytan,
popatrzy, nic nie powie, o nic nie zapyta,
rany wodą przemyje, obwiąże bandażem,
do gospody zawiezie i pokój dać każe.
Gdy się rany zagoją, gdy odzyska siłę,
spyta „czemuś mnie leczył, wiem, źle uczyniłem,
kto ty jesteś, żeś nie bał się opatrzyć, podnieść”.
W odpowiedzi usłyszy: „idź i czyń podobnie”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz